Digitalizacja filmów - przewodnik

digitalizacja filmów

Skanować, czy nie skanować...? Oto jest pytanie ;)

Pamiętam jak swego czasu na jednym z forów internetowych poświęconych fotografii analogowej, przeczytałem, że chcąc sensownie zajmować się analogiem, trzeba całość procesu wykonać w chemii i przestać myśleć o skanowaniu ;) Film, koreks i kuwety z roztworami chemicznymi pozwalającymi otrzymać pozytyw na papierze to warsztat stuprocentowego analogowca ;) Osobiście naprawdę lubię tę kreatywną zabawę w ciemni, ale przyznam szczerze, że proces hybrydowy, w którym wywołany film, lub slajd skanujemy, ma moim zdaniem jak najbardziej sens. Digitalizacja pozwala nam umieszczać prace w Internecie. Zdigitalizowany film możemy także w łatwy sposób poddać obróbce w programach graficznych. Ponadto nie ma już niestety dostępnej technologii, która pozwoliłaby otrzymać materiał pozytywowy na papierze wprost z pozytywu, czyli slajdu. Chcąc zaprezentować slajdy w sieci, albo na wystawie w formie drukowanej, musimy skanować. Nie każdy ma także w domu warunki, aby drukować odbitki z negatywów kolorowych w procesie chemicznym RA-4. No cóż począć...? Warto zaprzyjaźnić się z digitalizacją.

Przyjaźń pod górkę ;)

Największy problem ze skanowaniem polega niestety na tym, że może ono zniweczyć trud, który włożyliśmy w zrobienie zdjęć i wywołanie filmów. Magia tak klimatycznych i niesamowitych materiałów jak Kodak Portra, czy Fuji Velvia w procesie nieumiejętnego skanowania może wyparować niczym kamfora ;) Nasycone kolorami i ostre jak brzytwa filmy w procesie digitalizacji mogą zamienić się w nieostre mydło o płaskiej gradacji barw. Skanowanie to prawdziwie wąskie gardło. Wynika to głównie z faktu, że jakość skanerów dostępnych na rynku w zdecydowanej większości jest mówiąc wprost bardzo marna.

Nieliczne wyjątki od tej reguły, takie jak HASSELBLAD FLEXTIGHT X5 są niewyobrażalnie drogie. To cudo techniki kosztuje nieco ponad sto tysięcy złotych a na domiar złego przestało być już produkowane. Możemy pokusić się o zakup jakiegoś starego skanera bębnowego. Pozwoli to uzyskać bardzo dobrą jakość, ale stare, niekompatybilne ze współczesnymi systemami operacyjnymi wynalazki mogą przysparzać problemów z konfiguracją. Ponadto są powolne w działaniu i niełatwe w obsłudze. Kolejna i najbardziej chyba rozpowszechniona alternatywa, to skanery płaskie. Jakość skanu, który można uzyskać przy pomocy tych urządzeń, zwłaszcza w tandemie z dobrym oprogramowaniem, takim jak SilverFast, daje moim zdaniem dość przyzwoite wyniki do prezentacji zdjęć w Internecie. Gdy chcemy jednak nasze prace wydrukować w większym formacie, aby np. zaprezentować je na wystawie, rozwiązanie to przestaje się sprawdzać. Osobiście na potrzeby prezentacji internetowych dość długo używałem Epson Perfection V550 Photo + SilverFast.

Miałem okazję przeglądać skany z Epson Perfection V850 Pro i mimo ceny tego urządzenia sięgającej pięciu tysięcy złotych, jakość niestety nie zachwyca a największy problem stanowi otrzymanie skanu odpowiednio ostrego. Każdy płaski skaner pomimo imponujących rozdzielczości podawanych w specyfikacjach rozmydla zdjęcia. Urządzenia te posiadają naprawdę słabe obiektywy a to właśnie obiektyw jest jednym z kluczowych czynników decydujących o jakości skanu, który finalnie otrzymujemy. Pozostałe ważne elementy to równomierne źródło światła o temperaturze barwnej od 5000 K do 5500 K a także idealnie płaskie ułożenie skanowanego materiału. Zdecydowana większość uchwytów do filmów dostarczanych wraz z płaskimi skanerami nie zapewnia idealnie płaskiego ułożenia folii i jest to obok słabych obiektywów czynnik wpływający na brak odpowiedniej ostrości na całej powierzchni skanowanego negatywu, czy slajdu.

Przecież skanowanie można zlecić ;)

Dokładnie, możemy zlecić skanowanie firmie, która zapewni nam użycie urządzenia takiego jak HASSELBLAD FLEXTIGHT X5, lub tradycyjnego skanera bębnowego. Nie jest to jednak tanie i co moim zdaniem jeszcze ważniejsze opcja ta pozbawia nas trzech kluczowych elementów - kontroli nad procesem, radości płynącej z tworzenia i satysfakcji, którą daje dobrze wykonana, własna praca.

Prawdziwy reflektor w tunelu ;)

Jak uzyskać doskonałą jakość, która pozwoli nam drukować zdjęcia w naprawdę dużych formatach i nie wydać majątku? Rozwiązanie jest naprawdę proste. Do digitalizacji naszych filmów trzeba zaprząc aparat cyfrowy o przyzwoitej matrycy, dobry obiektyw makro, odpowiednie źródło światła, przystosowaną do tego celu kolumnę powiększalnika, lub statyw do zdjęć makro i program do konwersji negatywów na pozytywy. Slajdów oczywiście nie konwertujemy, chyba że chcemy uzyskać mocno kreatywne efekty kolorystyczne ;) Na upartego jak ktoś chce, konwersji można dokonać w programie takim jak Lightroom. Jest z tym jednak trochę zabawy. Użycie dedykowanego oprogramowania, takiego jak Negative Lab Pro, przyspiesza i ułatwia cały proces.

Wszystko sprowadza się do sfotografowania klatek naszego slajdu, czy negatywu w odpowiednio dużej skali odwzorowania. Zarówno mały obrazek jak i średni format fotografuję używając skali makro 1:1. Zastosowanie tej techniki powoduje, że klatka digitalizowanego filmu, większego niż 35 mm, nie mieści się w kadrze pełnoklatkowej cyfrówki. Aby zmieścić cały fotografowany obszar na matrycy aparatu cyfrowego w jednym ujęciu, można odpowiednio zmniejszyć skalę obrazowania, lub użyć obiektywu o szerszym polu krycia. Ja jednak wolę fotografować fragmenty, posługując się stosunkowo dużą skalą odwzorowania a następnie składam je wykorzystując oprogramowanie do tworzenia HDR i robienia panoram. Używam w tym celu modułu wbudowanego w Lightroom. Podejście takie jest bardzo interesujące, ponieważ pozwala uzyskać materiał finalny o dużej, lub nawet bardzo dużej rozdzielczości i doskonałej ostrości. Alternatywnym, prostszym w użyciu i bardzo dobrym rozwiązaniem jest wykorzystanie aparatu z funkcją pixel shift, jeżeli taki akurat posiadasz.

Nie polecam stosowania rurek przedłużających dla zwiększenia skali odwzorowania, ponieważ mogą powodować odbicia światła. Ich wykorzystanie sprawia ponadto, że wydłuża się czas naświetlania a w procesie digitalizacji jest on i tak dość długi. Stosowanie konwertera makro, takiego jak np. Raynox DCR-250 też nie jest dobrym rozwiązaniem. Testowałem taką konfigurację i zauważyłem bardzo znaczący spadek ostrości digitalizowanego materiału. Aby wykorzystać technikę składania panoramy dla filmu małoobrazkowego, najlepiej użyć obiektywu makro o skali odwzorowania większej niż 1:1 z aparatem pełnoklatkowym. Inne, równie dobre rozwiązanie, to wykorzystanie cyfrówki o mniejszej matrycy, jak np. APS-C, czy Micro 4/3 i podpięcie do niej obiektywu makro, dającego powiększenie 1:1 - osobiście tego właśnie rozwiązania używam.

Trzeba pamiętać oczywiście o tym, że negatyw, czy slajd powinny leżeć na podświetlarce idealnie płasko, emulsją (stroną matową) w kierunku źródła światła (podświetlarki), co zabezpiecza emulsję przed zarysowaniem i pozwoli uniknąć efektu powstawania pierścieni Newtona. Płaszczyzna filmu i obiektywu muszą być równoległe. Obiektyw powinien być mocno przymknięty - minimum F8. Ja ustawiam przysłonę na F11. Są to kluczowe warunki techniczne, aby uzyskać naprawdę ostre zdjęcia digitalizowanych klatek. Bardzo ważne jest także, aby do maksimum ograniczyć wszystkie inne źródła światła w pomieszczeniu, w trakcie fotografowania naszego materiału. Najlepiej przeprowadzić ten proces w ciemnym pokoju, gdzie jedynym źródłem światła jest to, które pada na film z podświetlarki. W ostateczności można włączyć słabe, rozproszone światło, którego źródło nie znajduje się blisko naszego stanowiska. Zdecydowanie trzeba unikać ostrego światła słonecznego, które mogłoby padać na podświetlarkę np. przez okno, ponieważ spowoduje to efekt podobny do naświetlania filmu w aparacie, który ma nieszczelną komorę. Na wykonanych zdjęciach pojawią się artefakty w postaci małych, czerwonych kropeczek. Kolejna kwestia to kurz. Zarówno filmy jak i podświetlarka go nie lubią :) Warto zaopatrzyć się więc w antystatyczną ściereczkę z mikrofibry i gruszkę do zdmuchiwania kurzu. Nie polecam pozbywania się pyłków poprzez dmuchanie na film. Kurz może i zdmuchniemy, ale pozostawimy mikrokropelki śliny a za nimi slajdy i negatywy także nie przepadają ;) Możliwie sterylne, wolne od kurzu stanowisko do digitalizacji z pewnością oszczędzi nam pracy retuszerskiej.

Ostrość i parametry ekspozycji najlepiej ustawić w trybie manualnym, z pewnym stopniem prześwietlenia - pchając histogram w prawą stronę. Proces ten należy starannie kontrolować, aby nie utracić szczegółów w światłach. Działanie takie pozwala wyciągnąć maksimum informacji z filmu i ograniczyć szumy do minimum. Alternatywną metodą doboru ekspozycji jest wykonanie kliku ujęć tego samego fragmentu filmu z różnym poziomem naświetlenia a następnie złożenie HDR. Metoda ta jest nieco bardziej pracochłonna, ale daje najlepsze efekty i osobiście właśnie ją stosuję. Finalnie składam więc panoramę HDR. Ekspozycję, podobnie jak ostrość koryguję dla każdego fotografowanego fragmentu filmu z osobna. Nawet na jednym pasku slajdu, czy negatywu mogą występować pewne odchylenia ostrości i jest naprawdę dobrą praktyką precyzyjnie kontrolować ten proces a w razie potrzeby dokonać korekt przy kolejnych ujęciach. To samo dotyczy ekspozycji.

Fotografuję z automatycznym balansem bieli w formacie RAW. Korekta balansu bieli jest pierwszą czynnością, której dokonuję jeszcze przed złożeniem HDR i finalnej panoramy. Używam w tym celu narzędzia "kroplomierz" służącego do pobierania próbek koloru dostępnego w Lightroom. Próbkuję kolor z ramki filmu, której pewną ilość zawsze pozostawiam właśnie w tym celu. Zdejmuję w ten sposób maskę z każdego sfotografowanego fragmentu. Po zdjęciu maski ze wszystkich ujęć składam HDR-y. W kolejnym kroku próbkuję "kroplomierzem" balans bieli każdego HDR-a. Z tak przygotowanych plików DNG - HDR składam panoramę i gdy jest gotowa, po raz kolejny dokonuję korekty balansu bieli narzędziem "kroplomierz". Teraz można usunąć pozostałości ramki filmu, dokonać finalnego kadrowania i konwersji negatywu przy pomocy programu Negativ Lab Pro, który działa jako wtyczka w Lightroom Classic. Przedstawiony przeze mnie sposób działania pozwala zdjąć maskę negatywu w naprawdę łatwy sposób. Jest on nieco pracochłonny, ale postępowanie takie gwarantuje bardzo wysoki poziom precyzji. Nie trzeba tego robić, gdy fotografujemy slajdy, lub negatywy czarno-białe przeznaczone do procesu zimnego. Czarno-białe negatywy wywoływane w procesie C-41 jak np. ILFORD XP2 SUPER 400 należy potraktować tak samo jak negatywy kolorowe, czyli zdjąć maskę filmu narzędziem "kroplomierz" w Lightroom.

Dla zapewnienia maksymalnej płaskości filmu przyklejam go do podświetlarki niepozostawiającą śladów kleju, cienką taśmą malarską. Przyklejając pasek filmu trzeba go lekko napiąć. Warto też pozostawić na każdym z pasków taśmy sklejoną jedną z końcówek. Zdecydowanie ułatwia to jej odklejanie. Po skończonym fotografowaniu po prostu chwytamy za sklejoną końcówkę i bez najmniejszego problemu odklejamy taśmę. Gdy jest ona przyklejona całą swoją powierzchnią, bez pozostawionej zaklejonej końcówki, trudniej jest ją chwycić i trzeba się z tym trochę pogimnastykować ;)

Zdarzają się oczywiście sytuacje - tam gdzie mamy do czynienia np. z dużą połacią nieba, lub wody, w których algorytm składania panoram głupieje i trzeba dać mu taki obszar, w którym da radę znaleźć kotwice. W takiej sytuacji najczęściej zmniejszam nieco skalę odwzorowania. Przykładowo - z reguły digitalizuję jedną klatkę filmu małoobrazkowego przy skali odwzorowania 1:1, używając obiektywu o ogniskowej 65 mm i aparatu APS-C w dwunastu strzałach (bez HDR byłyby to cztery strzały). Tworzę panoramę składającą się z dwóch rzędów, po dwa finalne ujęcia DNG HDR w każdym rzędzie, naświetlając każdy fotografowany fragment najczęściej z trzema różnym wartościami ekspozycji. Ograniczając skalę odwzorowania do 1:1.5 robię to w sześciu strzałach (trzy różne wartości ekspozycji dla każdego z dwóch ujęć) w dwóch kolumnach, co pozwala uchwycić w jednym strzale więcej zróżnicowanych szczegółów i ułatwić robotę algorytmowi odpowiedzialnemu za składanie panoramy.

Wszystko trzeba oczywiście sprawdzić eksperymentalnie, aby wypracować metodę, która najbardziej będzie ci odpowiadać. Może się oczywiście zdarzyć, że aby pokryć cały zakres tonalny digitalizowanej klatki, trzeba będzie wykonać więcej, lub mniej ujęć niż trzy, żeby złożyć sensowny HDR. W niektórych przypadkach wystarczą dwa a w innych cztery, albo pięć. Zależy to oczywiście od rozpiętości tonalnej materiału wyjściowego. Można także uprościć cały proces rezygnując z techniki digitalizacji wykorzystującej HDR. Osobiście preferuję jednak jej użycie, ponieważ daje bardziej precyzyjne rezultaty. Jeżeli posiadasz aparat z funkcją pixel shift, sprawa jest o wiele prostsza. Wszystko ustaw tak, aby zmieścić digitalizowana klatkę w kadrze a następnie włącz fotografowanie z użyciem pixel shift.

Cały opisany tutaj przeze mnie proces digitalizacji jest efektem wielu eksperymentów i sporej praktyki w tej materii. Nie od razu tak to wyglądało :) Czas i doświadczenie zaowocowały wypracowaniem metody, którą przedstawiłem i która pozwala mi osiągać naprawdę satysfakcjonujące rezultaty. Impulsem do poszukiwań była frustracja wynikająca z efektów, które mogłem osiągnąć używając płaskiego skanera do filmów. Mam go cały czas, ale służy teraz głównie do skanowania dokumentów ;)

Moje stanowisko do digitalizacji

  • aparat fotograficzny - Fujifilm X-T3
  • włączony system focus peaking w aparacie i lupa Kaiser o powiększeniu 8x - najlepiej jest starać się ustawić ostrość na ziarno używając funkcji Live View na ekranie podglądu
  • włączone linie pomocnicze (linie podziału kadru) na ekranie podglądu - ułatwia to kadrowanie panoramy, w celu stworzenia kotwic przy tworzeniu panoramy dobrze jest w większości przypadków powielić w kolejnym ujęciu mniej więcej 1/3 poprzedniego kadru
  • obiektyw - Laowa 65mm F2.8 macro 2:1
  • podświetlarka - Kaiser slimlite plano
  • oprogramowanie do konwersji negatywów (Nagative Lab Pro) działające jako plugin w Lightroom Classic
  • blat wielkości 60 x 80 cm
  • odpowiednio przystosowana, trwale przymocowana do blatu kolumna powiększalnika, z zamocowanym na niej aparatem fotograficznym, alternatywnie można użyć statywu do zdjęć makro, ale jest to mniej komfortowe
  • wężyk spustowy do wyzwalania migawki w celu uniknięcia drgań przy uruchamianiu spustu migawki
  • coś, co pozwoli przycisnąć negatyw idealnie płasko do podświetlarki - ja używam wspomnianej już taśmy malarskiej, niepozostawiającej kleju
  • gdy używałem statywu, posługiwałem się dodatkowo dwiema mini poziomicami, pozwalającymi wypoziomować aparat zarówno wertykalnie jak i horyzontalnie poprzez balansowanie jego głowicą
  • przy trwale i stabilnie skonfigurowanym stanowisku opartym o kolumnę powiększalnika używam jednej mini poziomicy, aby dokonać mikro korekt najpierw w pozycji wertykalnej a następnie horyzontalnej, kładąc poziomicę na wyświetlaczu aparatu
  • podkładki pod podświetlarkę - służą jako dodatkowa regulacja odległości od skierowanego w dół obiektywu do filmu leżącego na podświetlarce (np. białe kartki papieru w formacie A4) - bazując na kolumnie powiększalnika nie jest to konieczne, ponieważ odległość obiektywu od podświetlarki można precyzyjnie wyregulować mechanizmem samej kolumny powiększalnikowej
  • cienkie rękawiczki bawełniane - są bardzo pomocne przy braniu filmu do rąk (należy dbać, aby na filmie nie pozostawiać śladów palców)
  • antystatyczna ściereczka z mikrofibry
  • gruszka do zdmuchiwania kurzu

Efekt? Otrzymuję jakość, którą daje HASSELBLAD FLEXTIGHT X5. Porównywałem wyniki w powiększeniu sto procent. Ostrość jest rewelacyjna a kolory bardzo ładnie oddane, z pięknymi przejściami tonalnymi. Żaden płaski skaner, włączając te z najwyższej półki cenowej, nie jest w stanie nawet zbliżyć się do tego, co można uzyskać poprzez sfotografowanie klatki filmu aparatem cyfrowym, pamiętając oczywiście o przedstawionych powyżej wymogach technicznych tego procesu.

TUTAJ link do bardzo dobrej strony o skanerach filmowych i spora garść informacji technicznych 

Komentarze